Boks Wezuwiusza - Relacje (1) |
|
|
|
Poniedziałek (25 sierpnia)
Zaczęliśmy od treningu skokowego. Skakaliśmy wysokości maksymalnie wysokości metra, nie wyżej, skupiając się na dokładności przy dojeździe do przeszkody. Z początku parę razy nam nie przypasowało - Wezuwiusz chodził bardzo energicznie i często trudno było mi go przytrzymać, ale w końcowym rezultacie zaczęło nam wszystko wychodzić i za każdy razem pasowało. Za razem skoki były bardziej efektowne, gdyż Wezuwiusz nie musiał kombinować i wyciągać bądź wylatywać wysoko w górę. Najlepiej wychodziły nam skoki przez oksera pod ścianą w obie strony i z krótszych i z dłuższych najazdów. Trening uznaję za całkowicie udany, bo udało nam się też rozluźnić u Weza lewą stronę, a to niezły plus. Coraz lepiej się dogaduję z ogierem i myślę, że niedługo Lki w skokach przez przeszkody będą dla nas codziennością.
Wtorek (26 sierpnia)
Dzisiaj zabrałam Wezuwiusza na trening ujeżdżeniowy. Chciałabym móc z nim przejechać chociażby tą lekką Lkę, ale okazuje się, że to wcale nie będzie takie łatwe. Na początku tak gnał do przodu, że nie mogłam go utrzymać w ogóle... Wyciszył się po tym, jak zafundowałam mu z z dwadzieścia wolt na lewą i prawą stronę w galopie. Próbowaliśmy przejechać program ujeżdżeniowy klasy L z Brązowej Odznaki Jeździeckiej. Za pierwszym razem była klapa, bo rwał się do przodu - więc, skoro miał tyle energii, ćwiczyliśmy do upadłego. Wezu był już poirytowany i trochę się go obawiałam, ale na koniec jako - tako, przejechał ten program. Dużo jeszcze czeka nas pracy, jeśli chodzi o dresaż. Trzeba przede wszystkim okiełznać jego energię.
Środa (27 sierpnia)
Skoro mój drogi pan "co-to-nie-ja" ma tyle energii, to zabrałam go w teren. Byliśmy w nim trzy bite godziny, a wróciliśmy zmęczeni, że ho ho! Wybraliśmy się nad jeziorko - zafundowałam mu dużo galopu po prostych o jeszcze więcej kłusa, bo on go chyba najbardziej męczy. Chłodziliśmy też nózie w wodzie i było nawet przyjemnie, bo nie musiałam się martwić o swoje życie, siedząc na grzbiecie młodziaka. Może po tym terenie trochę spuści z tonu i będzie trochę bardziej do opanowania, bo jak ma być tak, jak jest teraz, to skończy się sielanka.
Czwartek (28 sierpnia)
Dzisiaj Wezuwiusz miał lonżę. Chodził bardzo ładnie, z pasem i wypinaczami. Na początku opierał się i brykał jak chciałam go popędzić dochodu szybszego niż kłus, ale potem zorientował się, że nie wygra i chodził normalnie. Po lonży pojeździłam na nim dziesięć minut kłusem na oklep. Dość przyjemnie było.
Piątek (29 sierpnia)
Zaplanowałam dziś porządny trening skokowy. Poustawiałam przeszkoda do 120 w szeregach i wolno stojące do metra. Przyznaję, że po wysiłku Wezuwiusz był bardziej do opanowania i łatwiej mi się z nim współpracowało. Mieliśmy problemy ze spadaniem na lewo po przeszkodzie - czy to była zmiana nogi, czy też pozostawanie na niej, było bardzo trudno... Pod koniec dopiero udało nam się zmienić i pozostać ze dwa razy. Odnotowałam to sobie w pamięci i będziemy to ćwiczyć. Szeregi same w sobie bardzo ładnie - ani razu nie dotknął oksera 120 cm, więc są postępy.
Sobota (30 sierpnia)
Dzisiaj jazda ujeżdżeniowa. Jeździłam na wypinaczach, co dawało dobry efekt, bo ogier przestał walczyć i chodził normalnie, jak na normalnego konia przystało. Dużo galopowałam po wolcie w lewą stronę, żeby ją trochę poćwiczyć, skoro nie chciał na nią spadać wczoraj. Przejechałam również program Lki z brązowej odznaki jeździeckiej na wypinaczach i przyznam, wyszło o niebo lepiej niż ostatnio. Tempo było zawrotne, ale lepsza technika i przynajmniej nie rozwlekał się, tylko chodził dynamicznie.
Niedziela (31 sierpnia)
Wezu śpi, a Jaskr w kościółku.
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 10 odwiedzający (12 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|